sobota, 23 lipca 2016

Sex - czy to nadal tabu? cz. II

Maise: Poprzednio ustaliłyśmy, że rola seksu w życiu ludzi jest bardzo skrępowana rozmaitymi regułami społecznymi.

Helen:  Tak, niewątpliwie. Co najważniejsze, reguły te wypaczają sens seksu, jaki stworzyła natura.

Maise: Trochę "obgadałyśmy" mężczyzn. Nie odpowiedziała mi jednak pani na ostatnie pytanie, przypomnę je więc:  Nie uważa pani, że jest to bardzo cyniczne i sprowadza mężczyzn do prymitywnej roli rozpłodowego samca?

Helen: No bo właśnie taka jest rola mężczyzn. Natura żąda od nich zapładniania jak największej liczby kobiet i zasiedlania Ziemi swoimi potomkami. Tu trwa wyścig, który samiec powoła do życia większą ilość potomków. W tym wyścigu wszystkie chwyty są dozwolone.

Maise: Zdumiewa mnie pani!

Helen:  Ale ja tego nie wymyśliłam. Wystarczy uważnie przyjrzeć się przyrodzie i wnioski nasuną się same. Proszę bardzo, popatrzmy jak to działa:
Mężczyzna - zdolność rozrodczą ma przez prawie cały okres swojego życia, dzień po dniu.
Kobieta - tylko przez kilka dni w cyklu owulacyjnym, średnio co dwadzieścia osiem dni. Co w pozostałe dni ma mężczyzna robić według Natury z kobietą?  Odpowiedź jest prosta, zapładniać inne kobiety, mające inny cykl owulacyjny.

Mało tego, gdy kobieta zostanie zapłodniona, trwa ciąża, przez dziewięć miesięcy. W tym czasie mężczyzna nie spłodzi już z nią kolejnego potomka. Wniosek jest prosty, Natura oczekuje aby szukał dalej.

Maise: To jest niesamowite co pani opowiada. Na pewno bardzo spodoba się mężczyznom, tym uwielbiającym skoki na boki, ale jak w takiej sytuacji widzi pani funkcje społeczne? Przecież kobiet jest w przybliżeniu tyle samo co mężczyzn. Kto ponadto ma pomagać kobietom w wychowywaniu potomstwa?

Helen: Poruszyła pani co najmniej trzy odrębne zagadnienia. Trzeba je uporządkować.
Po pierwsze mówimy o naturalnych funkcjach mężczyzny a one są takie jak powiedziałam. Mężczyzna nie jest monogamiczny, musi stale interesować się innymi kobietami. Natura takim go stworzyła, uczyniła go wzrokowcem, odbierającym podniety seksualne przez obrazy kobiet a także wyczuliła jego słuch na tembr żeński a nie męski czy dziecka. Na ten ostatni niezwykle uwrażliwione są kobiety a nie mężczyźni. Nieuzasadnione są więc częste pretensje kobiet - matek do mężów, że nie słyszą jak dziecko płacze. Faktycznie, oni tego nie słyszą. Doskonale natomiast słyszą głos czy śmiech sąsiadki za ścianą.
Dla usprawiedliwienia powiem, że kobiety także są poligamiczne. Tutaj jednak obowiązuje inny cykl. Kobieta z natury wybiera w danym okresie jednego mężczyznę, najbardziej odpowiadającego jej ideałom. Usiłuje go przyciągnąć i dać się zapłodnić. Następnie stara się go "usidlić" aby zapewnić sobie wsparcie w okresie ciąży i początkowym stadium opieki nad dzieckiem. Gdy te potrzeby stracą na znaczeniu, kobiety również gotowe są do kolejnych poszukiwań i kolejnego cyklu. 

Mówi pani, że mężczyzn jest tyle samo co kobiet? Tak jest w wyniku działania obecnej cywilizacji. Kiedyś mężczyźni szybciej się wykruszali niż kobiety ginąc na polowaniach, podczas wojen, jeszcze niewiele niż sto lat temu w pojedynkach, walcząc o kobiety (śmiech). Przypuszczam że natura uwzględniała rolę mężczyzn w społeczeństwie i stworzyła ten nadmiar również po to aby mężczyźni musieli rywalizować między sobą i kobietę mógł posiąść ten najlepszy. Czyż kobiety nie uwielbiają jak mężczyźni o nie walczą, choćby "dając po mordzie" rywalom? Zresztą form jest bardzo dużo.

Maise: No własnie, gdyby to funkcjonowało jak pani mówi, że chce natura, to jak straszne by było życie dzieci!

Helen: Niekoniecznie. Dzieci są dobrem społecznym. Nie tylko rodzicom, no powiedzmy tym naturalnym, zależy aby dzieci dorastały, nabierały umiejętności, pracowały. Społeczność, w której dorastają, także jest tym zainteresowana. Chodzi o ręce do pracy, wspólne bezpieczeństwo, przedłużanie gatunku. Zupełnie podobnie jak w świecie zwierząt. Nasza kultura urządziła "nierozerwalną" instytucje małżeństwa, pojęcie rodziny jako ojciec, matka, dzieci i tak dalej. Są jednak plemiona gdzie dzieci wychowują się wspólnie, kilkadziesiąt a nawet kilkaset osobników Homo sapiens wraz z dziećmi stanowi wspólnotę, wielką rodzinę.

Maise: No właśnie, ale to są plemiona prymitywne, już na wymarciu.

Helen: Ale one żyją w zgodzie z Naturą. Nasze społeczeństwa cywilizowane, tylko udają że żyją w zgodzie z naturą. Narzucają sobie sprzeczne z nią normy kulturowe i tak na prawdę, często ich nie przestrzegają. Mało tego, to ma bardzo negatywne skutki bo doprowadza do piętnowania bądź co bądź naturalnych zachowań kobiet i mężczyzn. Społeczeństwo izoluje osoby które nie stosują się do norm, degraduje autorytet ojca czy matki w oczach dziecka, nie tworzy jednak "plemiennej" formy opieki i wychowania dzieci jak to jest u tych "prymitywnych" ludów jak pani to nazwała. Dzieci są stygmatyzowane, gorsze. Mogła bym tu jeszcze długo wymieniać negatywne skutki jakie generują sprzeczne z naturą normy cywilizacyjne.

Maise: Co więc pani proponuje we współczesnych czasach. W jakim kierunku winny podążać obyczaje ludzi związane z seksem i prokreacją?

Ciąg dalszy nastąpi...

SEX - czy to ciągle tabu?

Maise:  Wiele osób sądzi, że mamy obecnie rozprężenie kulturowe i totalny atak seksualizmu wszelkiego rodzaju dewiacji. Jaka jest pani opinia na ten temat?

Helen: Na pewno mamy zmiany kulturowe. Postępuje liberalizacja we wszystkich dziedzinach życia, to i w seksie a raczej seksualności także. Moim zdaniem to by nie było złe, gdyby jednak ta tak zwana liberalizacja była prawdziwa. Mam w tym temacie jednak poważne wątpliwości.

Maise: No chyba jednak wystarczy porównać europejską liberalizację z kulturą islamską i nie powinno być wątpliwości, że poszliśmy daleko z akceptacją seksu i odmienności seksualnych.

Helen: Nie jestem tego taka pewna. Powiedziałabym raczej, że nastąpiła komercjalizacja seksu, wszystko na sprzedaż; ale nie liberalizacja.
Seks jest najbardziej obwarowaną kulturowo dziedziną życia człowieka. W każdej społeczności mamy tu do czynienia z ogromem nakazów, zakazów, norm.  Bardzo chętnie tę sferę normują przeróżne społeczności ale także kościoły i politycy, mamy tu wręcz ogram narzuconych tabu.
Trzeba zaś zdawać sobie sprawę, że seks i seksualizm jest najważniejszą dziedziną życia człowieka. 
Nie, nie mamy tu do czynienia z prawdziwą liberalizacją!

Maise: To jak według pani powinna wyglądać prawdziwa liberalizacja w dziedzinie seksu?

Helen: Seksualność człowieka, podobnie jak i wszystkich innych stworzeń, jest mu nadana przez naturę, taką Naturę pisaną z dużej litery.
Dlaczego? Bo jeżeli mamy wierzyć w jakiegoś stwórcę to najrozsądniej nazwać nim Naturę.
W przyrodzie wszystko jest znakomicie urządzone, skorelowane, przemyślane, że człowiek może tylko nieudolnie naśladować jej rozwiązania.
Im bardziej poznaje się przyrodę, prowadzi badania naukowe, tym bardziej widzi się w niej boską naturę i to w każdej dziedzinie.
Wracajmy jednak do pytania. W moim przekonaniu, liberalizacja to jest powrót do natury - usuwanie niemądrych barier, wymyślonych często interesownie przez ludzi norm i zakazów. W przypadku seksualności i seksu tak jednak się nie dzieje. Gorzej - komercjalizuje się tę podstawową i może najważniejszą dziedzinę życia człowieka i niby liberalizując zachowania seksualne, uprawia się zmasowaną i szkodliwą propagandę dla zachowań nienaturalnych, często z pogranicza dewiacji.
Sankcjonuje się te dewiacje, często dla korzyści politycznych, pod fałszywymi hasłami tolerancji. Temat wymaga bardzo szerokiego omówienia ale teraz powiem tylko hasłowo, to przecież jest teraz takie modne w propagandzie - moim zdaniem liberalizacja w dziedzinie seksu powinna polegać na przywracaniu jego naturalnej roli, na usuwaniu wymyślanych przez ludzi bzdurnych ograniczeń, ale też nazywane występujących tu anomalii "po imieniu"!

Maise: Może jakieś przykłady?

Helen:  Widzę, że pani nie odpuszcza. No trudno, będzie więc mały wykład.
Na wstępie trzeba wyraźnie podkreślić, że natura, ta z dużej litery, stworzyła całkiem różne pod względem budowy ciała, fizjologii, psychiki no i roli w życiu osobniki - kobietę i mężczyznę. Dotyczy to też zdecydowanej większości gatunków zwierząt gdzie te osobniki nazywamy samicą i samcem. 
Pierwszym, bzdurnym osiągnięciem cywilizacji jest udawanie, że tych różnic nie ma i wyznaczanie jednakowych ról kobietom i mężczyznom często sprzecznych z ich naturą. Każdy ruch społeczny ma to do siebie, że powstaje na bazie jakichś kilku słusznych haseł, aby uzyskać aprobatę i poparcie a potem gdy już okrzepnie, wtłacza masę bzdur i szkodliwych norm, aby sobie podporządkować wcześniejszych zwolenników.  Nie inaczej jest z ruchem feministek, zielonych czy przeróżnymi wyznaniami o naturze religijnej. 
Ale zostawmy to w tej chwili. 
Natura wyposażyła kobietę w układ rozrodczy który pozwala wydawać na świat potomstwo. Aby jednak zapewnić temu potomstwu różnorodność, niepowtarzalność, doskonalenie genów, stworzyła dawcę tych odmiennych genów, mężczyznę, aby brał udział w tworzeniu potomstwa. Jak wiemy, połączenie tych DNA mężczyzny i kobiety, następuje w jajniku kobiety. Potem już rozwija się płód. 
Myślę, że o tym już wszyscy wiedzą i nie ma potrzeby na ten temat się rozwodzić.
Potrzeba jednak rozmawiać o tym, jak natura usiłuje skłonić kobietę i mężczyznę do tego, aby chcieli się rozmnażać?  No i tu mamy już do czynienia z "radosną twórczością" przeróżnych grup społecznych i organizacji usiłujących tworzyć rożne tabu i surowe tak zwane normy obyczajowe. 
Tak na prawdę, kobieta nie garnęłaby się do macierzyństwa a mężczyzna nie uganiałby się za kobietami, gdyby natura nie wymyśliła dla nich wielu zachęt.  

Maise: Czyli jest pani za seksem nieskrępowanym, takim prawie zwierzęcym?

Helen: Tego przecież nie powiedziałam! Mamy wszak do czynienia z gatunkiem istot najbardziej rozumnych na naszym globie. Mogą więc powstawać zasady społecznie pożądane dla naszego gatunku, zgodne z prawami natury. Ale do tego możne przejdziemy później. Wróćmy jeszcze do poprzedniego wątku.

Maise: No więc dobrze. Dlaczego rozmnażanie według pani nie jest atrakcyjne i wymaga wielu zachęt?

Helen: A jest? Przyjrzyjmy się temu dokładnie. Po pierwsze, w okresie ciąży kobieta odczuwa wiele dolegliwości. Co najgorsze, wszystko to kończy się dość często traumatycznym porodem obfitującym w bóle. Potem jest uwiązana w domu opieką nad potomstwem. Musi odmawiać sobie wielu przyjemności.
Mężczyzna po przyjściu potomstwa na świat staje przed  licznymi zadaniami wymagającymi zabezpieczenia dzieci i matki, stworzenia im odpowiednich warunków - matce do pielęgnowania, dzieciom do dorastania. 
Krótko mówiąc, potomstwo dla obojga rodziców to same kłopoty a często ból i cierpienie. 

Maise: Jakie więc zachęty stworzyła natura aby ludzie się rozmnażali?

Helen: Odmienne dla kobiet i odmienne dla mężczyzn, dotyczy to też zwierząt. Ta odmienność jest  w obecnym wyemancypowanym społeczeństwie, źródłem problemów, przynajmniej dla tych którzy chcą tu równości.
Zachęty są zarówno fizyczne jak i psychiczne. Do fizycznych należy na pewno przyjemność samego stosunku seksualnego, ale dość odmienna u kobiet i mężczyzn, czasem przyjemność karmienia niemowlaka u kobiet...  Reszta to są już zachęty psychiczne i też różniące się, nazwała bym to w umotywowaniu.

Maise: Czyli jakie są te różnice?

Helen: Może najpierw o kobietach. Kluczową role odgrywa tu psychika. Natura wszczepiła kobietom potrzebę posiadania i opieki nad potomstwem, jak to się popularnie nazywa - instynkt macierzyński.
Uprzedzę tu zaraz głosy niektórych kobiet, że czegoś takiego nie odczuwają. To jest normalne bo natura tak jest skonstruowana, że nie ma w niej jednorodności. U rożnych kobiet odczuwanie instynktu macierzyńskiego jest różne. Jest na pewno niewielka grupka, która nie odczuwa go w ogóle. Należy jednak wyraźnie powiedzieć, że większość kobiet ten macierzyński instynkt ma i to jest norma narzucona przez Naturę. Ponadto instynkt macierzyński ma swoje fazy. W pewnych okresach jest słabszy w pewnych silniejszy.
Nawet najbardziej wyemancypowane kobiety, skupione na swojej pracy zawodowej, przechodzą okresy "załamania" i tęsknoty za macierzyństwem.
Na pewno zgodzi się pani ze mną, że większość kobiet autentycznie "ciągnie" do małych istotek, zachwycają się nimi, odczuwają nieodpartą potrzebę opiekowania się nimi. Większość kobiet nie ogranicza się tu tylko do własnego potomstwa. Ogólnie są otwarte na wszystko co małe, bezbronne czy skrzywdzone, nawet na swoich mężczyzn gdy tylko mogą się nimi zaopiekować. To jest też cecha która na ogół odróżnia kobiety od mężczyzn.

Maise: A co na to mężczyźni?

Helen:  Z "Natury" nie biorą w tym udziału (śmiech). Dla nich istotnym jest jedynie "począć" to dziecko, czyli tak "osaczyć" kobietę aby ta "otworzyła" przed nim swoje łono. Potem już sprawa dla nich powinna być zamknięta i "łowy" powinny zacząć się od początku.

Maise: Nie uważa pani, że jest to bardzo cyniczne i sprowadza mężczyzn do prymitywnej roli rozpłodowego samca?

( Ciąg dalszy wywiadu nastąpi).


sobota, 13 lipca 2013

Wakacyjne rozmowy – Gdybym był Premierem

Kuba
Rozmawiam ze sławnym...
Adam P.
Mieliśmy o mnie nie mówić! Obiecałeś poważną rozmowę.
Kuba
No tak. To od razu zapytam  - Co byś zrobił, gdybyś został Premierem?
Adam P.
Zaskoczyłeś mnie.  Szykują się jakieś wybory?  - Żeby ci na to odpowiedzieć, musiałbym chyba wejść na dach.
Kuba
Na  dach? A po co? - Jak ten skrzypek co siedział tam i grał - Tewji Mleczarz?
Adam P.
Tylko nie umiem grać na skrzypcach...
Kuba
To problem?
Adam P..
Chyba nie.  Po prostu jak jest się na górze to inaczej człowiek  myśli.
Kuba
To pomyśl, jak ktoś kto jest na dole.
Adam P.
Ale to całkiem inne myślenie.
Kuba
Nasi Czytelnicy w większości przebywają na dole...
Adam P.
Wiem, chyba nieraz nawet trochę  niżej...
Kuba
No właśnie.  - To mów do nich!
Adam P.
Dobrze.  - Zająłbym się przede wszystkim nimi. Według mojej wiedzy, oni stanowią większość Polaków.
Kuba
Polaczków?
Adam P.
Brzydzę się nepotyzmem. Nas Polaczków jest niewielu.  Mówię o narodzie. Większość Polaków albo jest biednych albo bardzo zadłużonych, co na jedno wychodzi .  Ci drudzy tylko nie wiedzą,  że są biedni.
Kuba
Ale przecież nasza gospodarka kwitnie.  Wyprzedzamy Europę, nawet Świat w przyroście PKB.  Rośnie dobrobyt. Nie ma już gdzie stawiać samochodów.
Adam P.
No właśnie, dlatego musiałbym wspiąć się gdzieś wysoko. Stamtąd tak to wygląda. Tutaj na dole tylko widzę, że grubo ponad dwa miliony rodaków nie może znaleźć pracy, że około trzech milionów wyemigrowało, bo nie miało w Polsce z czego żyć. Dowiaduję się także, że co czwarty Polak, mimo że ma pracę to ma umowę albo na czas określony albo wręcz oszukańczą umowę o dzieło czy umowę zlecenie, mimo że pracuje jak każdy etatowy urzędnik od godziny do godziny.
Kuba
Jest jeszcze dużo osób na tak zwanym samozatrudnieniu.  Ale ci o których mówisz to zwykle nie pracownicy umysłowi jak urzędnicy, tylko pracownicy fizyczni. Czemu ich porównujesz?
Adam P.
Bo zgodę lub sprzeciw na taki stan rzeczy dają właśnie wysoko usytuowani urzędnicy. Oni pozwalają na pozbawianie ochrony ponad miliona pracowników - nie czują tego problemu.
Kuba
No to do rzeczy, co byś zmieniał,  jako Premier?
Adam P.
Przede wszystkim bym szanował Polaków! Wymagałbym tego szacunku od wszystkich swoich podwładnych od wicepremierów poczynając na przysłowiowym gońcu w urzędzie gminy kończąc. Nie tolerowałbym urzędnika, który występując w telewizji publicznej przed narodem, gdzie ponad połowa ludzi ma mniej niż osiemset złotych na osobę a ponad dwa miliony osób nie ma nawet sześciuset złotych, że jednorazowy zasiłek dla najbiedniejszych, po trzysta złotych, nikomu nic nie da. Odesłałbym go z powrotem tam, skąd przyjechał...
Kuba
Mówisz o...
Adam P.
Mówię o urzędniku państwowym, który według mojego przekonania nim być nie powinien. Przede wszystkim starałbym się dać żyć przeciętnym Polakom, których w naszym kraju jest zdecydowana większość. Dla nich natomiast są całkowicie inne priorytety niż te gadżety i błyskotki w postaci wspaniałych willi czy luksusowych mieszkań na Mokotowie, albo nawet wypasionych samochodów czy telewizorów na całą ścianę.
Kuba
Ale ludzie chcą być bogaci.
Adam P.
Najpierw chcą być bezpieczni,  chcą czuć się bezpiecznie u siebie w kraju a nie za granicą. Chcą za uczciwą pracę dostać wypłatę, która zapewni im dach nad głową, ciepły kąt, środki na zwykłe jedzenie, możliwość wypoczynku z całą rodziną przez te przynajmniej dwa tygodnie w roku.
Kuba
Jest okres wakacyjny. Słyszę w mediach, że przy pogodzie ośrodki wypoczynkowe pękają w szwach.
Adam P.
... a ja przeczytałem wyniki ostatnich badań CBOS, z których wynika, że w ubiegłym roku nie wyjechało ani razu nawet na dwudniowy wypoczynek 54% dorosłych Polaków. Ci zaś  co wyjechali, to aż 27% z nich wypoczywało krócej niż siedem dni.  Krótko mówiąc  81% rodaków nie mogło wypocząć,  bo dwu czy trzydniowe wyjazdy trudno nazywać urlopami wypoczynkowymi.
Kuba
No to co by zrobił pan Premier  Adam?
Adam P.
Zatroszczyłbym się o większość Polaków a nie tylko tych wybranych. Najpierw o tych co jeszcze w Kraju pozostali, potem też o te ponad dwadzieścia milionów przebywających za granicą. Szczególnie tych, co tam przebywają wyłącznie dlatego, że w Polsce nie mieli z czego żyć.
Kuba
No i nie mieli perspektyw, jak wielu twierdzi.
Adam P.
Dokładnie. Dla młodych ludzi, ale nie tylko, to podstawa - perspektywy i bezpieczeństwo – przewidywalna przyszłość.
Kuba
No ale mówisz tak jak wszyscy, wytykasz błędy ale nie podsuwasz żadnych rozwiązań.
Adam P.
Już się poprawiam. Pierwszą podstawową sprawą jest przywrócenie ochrony pracy.  Jeżeli przeciętny, pracowity rodak będzie miał zagwarantowany dostęp do pracy aż do emerytury oraz gwarancję,  że jej nie utraci nie z własnej winy  - na pewno da sobie w życiu radę.
Kuba
No pięknie, ale jak tego dokonać? Mamy recesję, spada produkcja, likwiduje się miejsca pracy.
Adam P.
Wielka Brytania tego dowiodła. Mimo, że u nas jest stale wytykana jako lider światowego kryzysu, tak nie jest. Obecnie ma największą liczbę miejsc pracy w całej swojej historii.
Daje zatrudnienie, jak się szacuje, ponad milionowi naszych rodaków, którym Polska jej nie dała. Dokonuje się tego mądrym rządzeniem. Rząd wymusza na pracodawcach tworzenie miejsc pracy. Chroni własny rynek przed napływem gotowych wyrobów. Kształtuje mentalność wśród Brytyjczyków, że tylko wyroby angielskie są godne  zaufania. Śrubuje normy techniczne, sanitarne, prawo konsumenckie, tak, że staje się to faktem. Generuje przez to dużo pracy ręcznej - manufakturowej - pakowanie, przepakowywanie, metkowanie itp.
Sezonową zmienność zapotrzebowania na pracowników rozwiązuje przy pomocy agencji pracy, a nie zmianami w Kodeksie . Tam agencje faktycznie służą temu zadaniu a nie jak u nas unikaniu podatków. Zresztą pracownik  agencyjny w UK ma status bardzo zbliżony do pracownika kontraktowego - u nas wręcz przeciwnie służy do "wyjęcia"  pracownika spod „parasola ochronnego”.  To wszystko tam rozwiązuje się mądrym prawem nie pisanym pod dyktat krajowego i zagranicznego biznesu.
Kuba
Ale to o czym mówisz znowu powiększy koszty pracy. Przemysł w Polsce popadnie w jeszcze większą recesję.
Adam P.
Tak wysokie i stale rosnące koszty pracy wynikają przede wszystkim z obciążeń fiskalnych, ze zbiurokratyzowania gospodarki, niegospodarności i rozpasanej konsumpcji naszej administracji. To ona nadmiernie przejada nasze podatki,  powszechne fundusze emerytalne -  które ciągle jeszcze nie zostały zreformowane. Fundusze NFZ, środki unijne - to wszystko jest zarządzane centralnie, czyli w polskim wydaniu niegospodarnie.  Większość centralnych inwestycji  realizujemy drożej niż robi się to na świecie - drogi i autostrady, stadiony na Euro 2012, były tego najlepszym przykładem. Mamy zbyt dużą  centralizację budżetu. Małe jednostki gospodarzą się pieniędzmi publicznymi znacznie lepiej.
 Kuba
Czyli dałbyś więcej pieniędzy dla gmin?
Adam P.
Przekazałbym na dół więcej pieniędzy i decyzji.  Mamy zbyt rozdrobniony podział administracyjny. Gminy powinny zarządzać  terenem  zbliżonym do powiatów i być daleko bardziej samodzielne niż obecnie.  To jest jednak oddzielny temat  -  typu, skąd brać pieniądze. Zapewniam, że one są i mogę wskazać gdzie.
Kuba
Podsumujmy. Twierdzisz, że zadaniem fundamentalnym dla rządu, którego byłbyś premierem jest ochrona pracy?
Adam P.
Zdecydowanie. Szacunek do współobywateli wymaga, aby stwarzać im godne warunki do życia. Te zaś zapewni  dostęp do pracy. To jest podstawowy obowiązek  administracji  państwowej, czyli urzędników  z  Premierem na czele.Urzędnik  powinien patrzyć na biznes, przedsiębiorstwo głównie pod kątem – ile tworzy na jego terenie  miejsc pracy.  Powinno to być priorytetem dla każdego rozsądnego państwa.
Powiem więcej, urzędnicy muszą  zapewniać bezpieczeństwo tej pracy, czyli właściwe przepisy chroniące każdego człowieka uczciwie pracującego.
Kuba
To wszystko?
Adam P.
To jest podstawowy filar zdrowego państwa. Drugim, uzupełniającym  jest bezpieczeństwo socjalne czyli pomoc  tym, którzy z jakichś powodów nie radzą sobie na rynku pracy.
Tych drugich będzie jednak znacznie mniej kiedy będzie zdrowy ten filar pierwszy.
Kuba
Zostałbyś Premierem?
Adam P.
Żeby ci na to odpowiedzieć, musiałbym trochę posiedzieć koło Tewji  Mleczarza - rozejrzeć się z góry.
Kuba
To idź na ten dach a może jeszcze kiedyś pogadamy.

niedziela, 24 marca 2013

Komuno wróć!


Słowa te zapewne zbulwersują niejednego. W tym artykule są użyte jak najbardziej poważnie. Oczywiście użyłem tego tytułu w znaczeniu potocznym a nie dosłownym – jako tęsknotę za wieloma pro ludzkimi i pro obywatelskimi cechami minionego ustroju socjalistycznego. Mam zamiar rozprawić się ze wszystkimi mitami, demagogią i narzucaniem tak zwanego  prawomyślnego myślenia - tu gloryfikacji Kapitalizmu.
Ustrój socjalistyczny jest wyższą formą społeczną niż kapitalizm!
Jakość ustroju należy oceniać, na podstawie tego jakie on stwarza perspektywy i daje szanse na rozwój przeciętnego członka społeczeństwa, czyli obywatela. Narody, które odwróciły się od socjalizmu, poczyniły krok wstecz. Przywódcy, którzy zachęcali do zmiany ustroju, powrotu do kapitalizmu albo byli nieukami, którzy nie zadali sobie trudu aby poznać doktryny tych ustrojów, albo po prostu społeczeństwo oszukiwali, aby odnieść z tego osobiste korzyści.
Ostre oskarżenia?
Jestem tego całkowicie świadomy. Minęło ponad trzydzieści lat od przeobrażeń zapoczątkowanych w roku 1976 (powstanie KOR-u), buntu zwanego Sierpniem 80', kroku milowego w sprawie demokratyzacji państwa - Wybory w czerwcu 1999 r. Nie faktami historycznymi chcę się jednak tu zajmować. Stawiam tezę, że przywrócenie ustroju kapitalistycznego w Polsce i przywracanie go gdziekolwiek na świecie jest błędem.
Na początek przypomnijmy definicje ustrojów, kapitalistycznego i socjalistycznego:
Kapitalizm – system gospodarczy opierający się na zasadach wolnego obrotu towarami i usługami, wolnej konkurencji pomiędzy podmiotami oraz wolnego obrotu kapitałem oraz środkami produkcji.
Socjalizm – ideologia, ruch polityczny podkreślający nadrzędną rolę kwestii społecznych, wspólnotowych, równości wszystkich ludzi w sferze polityki i gospodarki.
Krótko mówiąc:
Kapitalizm  - najważniejszą wartością jest materia, produkt, potocznie pieniądz.
Socjalizm – najważniejszą wartością jest człowiek – jego wszechstronne potrzeby.
Człowiek zaś to emocje, intelekt i trochę materii. Tej ostatniej zaś tak naprawdę wcale dużo nie potrzeba. Gromadzimy materię bo mamy spuściznę swych przodków, spuściznę przetrwania taką jak zwierzęta czy rośliny. Filozof powiedział „tyle w nas człowieczeństwa ile emocji i ducha.”
Podałem najbardziej uproszczone definicje encyklopedyczne. Myślę, że gdybyście państwo przeczytali i objaśnili te definicje nawet swoim przedszkolnym dzieciom lub wnukom, wybór ich byłby oczywisty!
Jak bowiem człowiek, humanista, altruista, twórca - może głosować za prymitywną formacją społeczną która opiera swe fundamenty na "prawach buszu" - wolny rynek, wolna konkurencja, wszystkie metody dozwolone, najbardziej przebiegły, cwany, pozbawiony skrupułów - najlepszy!
Cały czas trwa ewolucja systemu kapitalistycznego w system socjalistyczny. Nigdzie na świecie nie ma systemu w pełni kapitalistycznego  (podaję za http://pl.wikipedia.org/wiki/Kapitalizm). Kapitalizm jest ograniczany m.in. przez: monopole państwowe, ograniczenia obrotu kapitałowego, np. przez kontrolę państwa nad systemem bankowym interwencjonizm i protekcjonizm (cła) państwowy nierówne traktowanie podmiotów przez prawo, w szczególności różne opodatkowanie różne ograniczenia w wolnym obrocie towarami i usługami koncesje, zezwolenia, władzę biurokracji.
Cała atmosfera kapitalizmu powoduje, iż egoizm jest ludziom szczepiony w ciągu całego życia, począwszy od dzieciństwa, szczepiony przez wychowanie i warunki społeczne, przez konkurencję, przez ciężką walkę o chleb, przez panowanie pieniędzy, przez cały system niewoli. Jest to ogromna hodowla i szkoła egoizmu. - napisał Edward Abramowski (http://pl.wikipedia.org/wiki/Edward_Abramowski)
Czy utopia wolnego rynku doprowadziła ludzkość do pełnego szczęścia? Połowa bogactwa świata należy dziś do wielkich koncernów kontrolowanych przez kilkaset rodzin. Wciąż powiększa się dysproporcja między bogatymi i biednymi. - zauważył Jacek Kuroń (http://pl.wikiquote.org/wiki/Jacek_Kuro%C5%84)
Gospodarcza anarchia społeczeństwa kapitalistycznego w jego obecnej formie jest moim zdaniem prawdziwym źródłem zła. Nieograniczona konkurencja powoduje ogromne marnotrawstwo pracy i okaleczenie społecznej świadomości jednostek, o którym wspomniałem wcześniej. Owo okaleczenie świadomości jednostek uważam za najgorsze zło kapitalizmu.(...) Jestem przekonany, że jest tylko jeden sposób wyeliminowania całego tego zła, a mianowicie stworzenie gospodarki socjalistycznej i systemu edukacyjnego ukierunkowanego na cele społeczne. - To napisał Albert Einstein (http://monthlyreview.org/2009/05/01/why-socialism)
Zwolennicy przywrócenia kapitalizmu postawili masę zarzutów socjalizmowi, które tak na prawdę nie mają nic wspólnego z doktryną tego ustroju. Za Leszkiem Kołakowskim (Czym jest socjalizm, „Po prostu”, 1956 r.) przypomnę kilka argumentów:
Otóż: socjalizm nie jest
– społeczeństwem, gdzie pewien człowiek, który nie popełnił przestępstwa, czeka w domu na przyjście policji;
– społeczeństwem, gdzie jest przestępstwem być bratem, siostrą, żoną lub synem przestępcy;
– społeczeństwem, gdzie pewien człowiek jest nieszczęśliwy, ponieważ mówi to, co myśli, a inny jest nieszczęśliwy, ponieważ nie mówi tego, co myśli;
– społeczeństwem, gdzie pewien człowiek jest nieszczęśliwy, ponieważ jest Żydem, a inny czuje się lepiej, ponieważ nim nie jest;
– państwem, którego żołnierze pierwsi wstępują na ziemię innego kraju;
– państwem, w którym ktoś żyje lepiej, ponieważ wychwala przywódców państwa;
– państwem, w którym ktoś jest skazany bez sądu;
– społeczeństwem, którego kierownicy mianują sami siebie na swoje stanowiska;
– społeczeństwem, gdzie dziesięć osób mieszka w jednym pokoju;
– społeczeństwem, gdzie są analfabeci i epidemie dżumy;
– państwem, z którego nie można wyjechać;
– państwem, gdzie jest więcej szpiegów niż pielęgniarek i więcej miejsc w więzieniach niż w szpitalach;
– państwem, gdzie ilość urzędników rośnie szybciej niż liczba robotników;
– państwem, gdzie tchórzom żyje się lepiej niż odważnym;
– państwem, gdzie adwokaci są najczęściej w zgodzie z prokuratorem;
– społeczeństwem, gdzie mnóstwo ludzi szuka Boga, żeby znaleźć pociechę w nieszczęściu;
– państwem, które daje nagrody grafomanom oraz lepiej od malarzy wie, jakie malarstwo jest najlepsze;
– państwem, które pragnie, żeby wszyscy obywatele myśleli to samo o filozofii, polityce zagranicznej, gospodarce, literaturze i moralności;
– państwem, którego rząd określa, jakie swobody przysługują obywatelom, natomiast obywatele nie określają, jakie swobody przysługują rządowi;
– państwem, gdzie się odpowiada za swoich przodków;
– państwem, w którym część obywateli otrzymuje płace czterdzieści razy wyższe niż inna część;
– jakimkolwiek systemem rządzenia, któremu jest przeciwna większość rządzonych;
– państwem, które źle odróżnia rewolucję społeczną od zbrojnego najazdu;
– państwem, które nie sądzi, że w socjalizmie ludzie muszą być szczęśliwsi niż gdzie indziej;
– społeczeństwem, któremu jest bardzo smutno;
– społeczeństwem kastowym;
– państwem, którego rząd zawsze wie, jaka jest wola ludu, zanim go zapyta o zdanie;
– państwem, gdzie można bezkarnie pomiatać ludźmi;
– państwem, gdzie jest praca niewolnicza;
– państwem, gdzie jest skrępowanie feudalne;
– państwem, gdzie robotnicy nie mają wpływu na rządy;
– państwem, gdzie trzeba się bardzo namęczyć, nim się dostanie do lekarza;
– społeczeństwem, gdzie są żebracy;
– państwem, które samo określa, kto i jak może je krytykować;

Taki kształt społeczeństwa i taki kształt państwa stworzyli ludzie, nie ustrój. Na dowód, spójrzmy na powyższą wyliczankę i odpowiedzmy sobie ile tych wad niby socjalizmu zdołał usunąć tak obecnie gloryfikowany kapitalizm?
Wtedy i teraz, zło tworzą ludzie a nie przyjęty system społeczny. Źli ludzie, których my (społeczeństwo) dopuszczamy do władzy, gotują nam ten los.
Najpoważniejszym argumentem zwolenników systemu kapitalistycznego jest to, że socjalizm jest niewydolny ekonomicznie. W polskich realiach mówi się, że w latach osiemdziesiątych u nas były w sklepach tylko puste półki i ocet a teraz jest dobrobyt.
Jest to kolejna demagogia. Polska, jak i inne kraje, również te zachodnie - mieliśmy niższy poziom życia niż obecnie. Tu po prostu następuje stały postęp u wszystkich.
Polska odbiegała poziomem życia obywateli od Niemiec, Francji Wielkiej Brytanii czy Ameryki. Teraz też odbiega, mimo ogromnego zastrzyku w postaci środków Unijnych. Taki zastrzyk mieliśmy też w dalekiej przeszłości - Epoka Gierkowska i był to bardzo poważny skok w poziomie życia i rozbudowie przemysłu po Gomułce. (Gierek zadłużył wtedy Polskę, o czym mało kto wie, na 1,1 mld. USD!)
W krytycznym dla ekonomii roku 1989 - w spadku po PRL-u, otrzymaliśmy ponad 42 miliardy USD długu, co dawało ok 1 110 USD na obywatela ( narosły odsetki – 10% rocznie i inflacja dolara).
Dzisiaj, po ponad dwudziestu latach funkcjonowania ustroju kapitalistycznego i rządów speców od ekonomii mamy około 256 miliardów USD długu co daje po 6 880 USD na każdego obywatela. Moim zdaniem zadłużenie Kraju nie jest prawdziwym argumentem przemawiającym na dobro ostatnich ekip rządzących i słuszność zmiany ustroju społecznego.
Jako ciekawostkę powiem, za Andrzejem Gwiazdą (link), że w tak nagłaśnianym 1980 roku, kiedy strajkowano o kartki na mięso, jego spożycie było o 20% większe niż w 1998 roku kiedy już zalegało półki, ale wielu ludzi na nie nie stać.
Wydajność pracy!? Nie zgodzę sie, że wolna konkurencja - mechanizm ustroju kapitalistycznego, wygenerowała wzrost wydajności pracy. Podstawowym narzędziem, które wymusiło wzrost wydajności pracy okazała się patologia systemu społecznego zwanego kapitalizmem - czyli wysokie bezrobocie generujące strach przed utratą pracy. Szkodliwości społeczne tego stresu i wynikające z tego tragedie ludzkie są nie do oszacowania jeżeli spojrzymy na to okiem humanisty. Mechanizm i zależność wydajności pracowniczej od stopy bezrobocia są  doskonale znane a u nas starannie skrywane. Dlatego Polacy, gdy pracują za granicą są tak wydajni i poszukiwani, bo daleko więcej boją się zwolnienia niż Niemcy czy Anglicy.
Lepsze zarządzanie firmami państwowymi niż prywatnymi? To także nie jest cecha ustrojowa. To jest patologia urzędnicza. Łamanie prawa w konkursach na stanowiska państwowe, nepotyzm - obsadzanie odpowiedzialnych stanowisk niekompetentnymi krewniakami i kumplami, zła ustawa o przetargach publicznych także korupcja w tej sferze. Nie trzeba było zmieniać ustroju aby walczyć z tymi patologiami.
Kapitalizm zapewnił pełne półki?  Bzdura. Powodem braku towarów była ciągle ta sama cecha elit politycznych - rozpaczliwa walka o stołki. Zaniechanie koniecznych w danym czasie niepopularnych decyzji. W gospodarce planowej niezrównoważenie popytu z podażą. Buchalteryjny zabieg (Reforma Balcerowicza), dewaluacja złotówki a nie skokowy wzrost produkcji czy wydajności, zapewniły zapełnienie półek w kilka miesięcy. Operacja możliwa do wykonanie w każdym ustroju społecznym, który posługuje się walutą.
Utrzymywanie bezrobocia na rozsądnym, niskim poziomie w każdym ustroju jest opłacane obniżeniem wydajności pracowniczej. Jest to cena, którą jednak państwo przyjazne dla obywateli musi ponosić. Zresztą to mu się częściowo zwraca gdyż zwykle może mniej wydawać na pomoc socjalną i może nakładać niższe podatki. Zostawię ten temat tylko jako hasło, bo jest on obszerny i nie mieści się w ramach tej publikacji.
Wydajność pracownicza to jednak tylko ułamek maksymalnie 50% wydajności produkcji. O wydajności ogółem decyduje także wiele innych czynników, choćby takich jak nowoczesność parku maszynowego, organizacja pracy - jakość służb menadżerskich, stosunki w pracy, obciążenia zewnętrzne jak narzuty fiskalne (podatki, obowiązkowe ubezpieczenia, akcyza na surowce i energię) ograniczenia prawne,(normy produktowe - oznakowanie, opakowanie, dopuszczone surowce, normy ekologiczne, normy prawa pracy, normy przewozowe itp.). Z tymi ostatnimi obciążeniami często przeganiamy w nadgorliwości państwa zachodnie.
Jedyne atuty, które jeszcze mamy i czynią nas konkurencyjnymi to wydajność pracownicza, niska płaca i nowoczesny i stale unowocześniany park maszynowy.
Napisałem o tym bo to ciągle są argumenty całkowicie nie zależne od tego czy żyjemy w kapitalizmie czy socjalizmie.
O opóźnieniach w rozwoju państw z ustrojem socjalistycznym zadecydowały całkiem inne czynniki, niż stara się nam to wmówić. Pierwszym z nich to była wojna mocarstw USA z ZSRR o sferę wpływów. Elity USA mobilizowały swoje społeczeństwo do walki z „diabłem” komunizmu wtłaczając mu masę kłamstw na temat samego ustroju a tak naprawdę zwalczając, często słusznie, elity rządzące ZSRR, Stalina, Breżniewa i ich współpracowników, którzy w zakusach agresorskich i dążeniu do hegemonii nad światem byli podobni do Hitlera.
To generowało bardzo kosztowny wyścig zbrojeń, utrzymywanie potężnych nieproduktywnych armii a także izolację państw socjalistycznych od reszty świata. Lider naszego bloku był bardzo zacofany technologicznie w stosunku do USA i krajów Europy Zachodniej a także ciągle jeszcze funkcjonował pod względem stosunków społecznych w epoce XIX wiecznej.
Tak naprawdę, gdy weźmie się pod uwagę tylko stosunki społeczne, pozostawiając formę własności na boku, ówczesne Niemcy, Francja czy Anglia były bardziej socjalistyczne i demokratyczne niż kraje bloku wschodniego.  Ich opieka nad obywatelami była bardziej kompleksowa i skuteczna.
Co było potrzebne Polsce 1990 roku?
1.       Zrównoważenie popytu z podażą – zapełnienie półek.
2.       Otwarcie Polski na świat, paszport dla każdego, swoboda wymiany handlowej, współpraca z krajami rozwiniętymi. Otwarcie Polski dla kapitału zagranicznego pragnącego inwestować przy taniej sile roboczej z ochroną własnych przedsiębiorstw.
3.       Wolność gospodarcza.
4.       Wolność dla mediów – prasa, radio, telewizja z ochroną własnych nadawców.
5.       Ostrożna wyprzedaż niepotrzebnego majątku narodowego za godziwe pieniądze. Realna wycena i oczekiwanie aż znajdzie się chętny a nie sprzedaż za wszelką cenę. Uzyskane środki winny być kumulowane na realizację zagwarantowanych świadczeń emerytalnych i rentowych, redukcję zadłużenia a nie trwonienie ich na rozwój administracji.
6.       Upraszczanie prawa, redukcja ograniczeń.
7.       Reforma systemu ubezpieczeń.
8.       Reforma oświaty.
9.       Reforma służby zdrowia.
10.    Reforma służb specjalnych.
11.    Redukcja armii.
Powróćmy więc do postawionego na wstępie pytania: dlaczego przywrócono w Polsce ustrój kapitalistyczny zamiast wdrażać wyżej wymienione zadania które wydawało się, że są zgodne z oczekiwaniami większości społeczeństwa?
Kto chciał kapitalizmu w Polsce?
Exposé premiera „pierwszego nie komunistycznego rządu” Tadeusza Mazowieckiego, wygłoszone 12 września 1989 roku przed tzw. sejmem kontraktowym, powinno dać odpowiedź na wspomniane pytanie.
W polityce gospodarczej premier zapowiedział podjęcie kroków inicjujących przejście do gospodarki rynkowej, wypróbowanej przez kraje rozwinięte, w której będzie także miejsce dla rozmaitych efektywnych ekonomicznie form własności. Oświadczył, że będzie przestrzegana zasada jawnej i otwartej sprzedaży mienia narodowego, kontynuowany będzie proces równania praw i obowiązków wszystkich sektorów, rząd stworzy przedsiębiorstwom państwowym znacznie lepsze niż obecnie warunki do sprawnego działania i umożliwi im zmierzenie się w walce konkurencyjnej z przedsiębiorstwami innych sektorów. Pilnie zostaną podjęte prace nad uzdrowieniem finansów publicznych i prace nad pakietem działań, których celem będzie opanowanie inflacji. W wygłoszonym exposé nic nie zapowiadało przywrócenia ustroju kapitalistycznego. 
Już w pierwszym roku po przejęciu władzy przez obóz solidarnościowy okazało się, że jego przywódcy wprowadzają społeczeństwo na drogę wiodącą do restauracji kapitalizmu. Jednakże na drogowskazie wskazującym kierunek marszu widniał napis nie budzący złych skojarzeń – „Transformacja ustrojowa”. Czy był to świadomy kamuflaż, podyktowany taktyką, bo przecież szeregowi członkowie „Solidarności”, którzy z zadowoleniem powitali upadek „władzy ludowej”, w najczarniejszych snach nie śnili o powrocie do brutalnych kapitalistycznych stosunków społecznych i to trzeba było mieć na uwadze.
Jak zwykle, działacze polityczni zachłystnęli się władzą i pieniędzmi. Najpierw zaczęli otaczać się ekspertami krajowymi i zagranicznymi którzy mieli gotowe recepty jak pomnażać bogactwo (oczywiście wyłącznie materialne). Następnie otworzono szeroko drzwi partyjne a następnie Parlamentu dla nowobogackich biznesmenów, cwaniaków – których jedynym dorobkiem był stale pęczniejący portfel.  Nie mogło to zaowocować niczym innym jak nawrotem do brutalnego, XIX wiecznego kapitalizmu, który zmiótł klasę średnią i intelektualistów z mapy społecznej. Nastąpiły głębokie dysproporcje w poziomie życia obywateli, o których już zapomniano w krajach Europy Zachodniej, gdzie przez lata, demokratyczne rządy wymusiły równowagę.
Po raz kolejny w historii grupka przywódców wspięła się na szczyty władzy i biznesu sprzeniewierzywszy się prawie dziesięciomilionowej rzeszy członków Solidarności, zepchnąwszy ich często w sferę ubóstwa, którego wcześniej nie doznawali. Jest to tym bardziej nieludzkie, że wielu tych szeregowych członków było bohaterami, którzy liczyli się z tym, że w razie przegranej mogli zapłacić nawet życiem swoim i bliskich - a nawet zapłaciło życiem – choćby górnicy kopalni Wujek, Gaja Kuroń i wielu wielu innych.
Była uzasadniona w społeczeństwie tęsknota za witrynami wypełnionymi towarami, swobodą podróżowania, demokratyzacją - wolnością wyborów, wolnością słowa i druku, ale nie za likwidacją lub ograniczaniem opiekuńczych funkcji państwa.
Zdumiewa fakt, iż stojący u steru państwa politycy opozycji, reprezentujący wysoki poziom intelektualny, chlubiący się znajomością społeczeństwa, zlekceważyli kilka podstawowych prawd o nim. Przecież musieli wiedzieć, że dwa pokolenia Polaków żyło w systemie zgoła innych wartości aniżeli niósł ze sobą kapitalizm. Na przykład, wartością niezwykle cenną, z której nikt dobrowolnie nie rezygnuje, było utrwalone poczucie bezpieczeństwa socjalnego, brak strachu przed bezrobociem, realne szanse kształcenia dzieci bez względu na stan majątkowy rodzin itd. 
Stało się jak zwykle. Socjalizm Marksa i Engelsa nie miał nic wspólnego z Socjalizmem wniesionym na bagnetach przez Lenina, Trockiego, Dzierżyńskiego czy Stalina.
Idea strajków sierpniowych w 1980 roku nie ma nic wspólnego z obecną rzeczywistością, mimo że ta rzeczywistość powstała właśnie dzięki tamtemu zrywowi społecznemu.
Obwiniam Lecha Wałęsę, że sięgnął po władzę, do której nie miał predyspozycji - popierał niewłaściwe koncepcje i niewłaściwych ludzi. Obwiniam Adama Michnika, że jako mentor ludowy, dawał w swych wypowiedziach i publikacjach przyzwolenie na nieuczciwość i wyzysk w tak zwanym okresie przejściowym i zabiegając o to aby tworzył się polski kapitał - zrobił z tego cel nadrzędny. Tutaj szczególnie czuję się rozczarowany, bo zrobił to ceniony przeze mnie humanista i filozof.
Chylę czoła przed Tadeuszem Mazowieckim i Jackiem Kuroniem, których tak bardzo potrzeba nam było w tych pierwszych latach przemian a których, głupota i pazerność kolegów z opozycji, zepchnęła w cień.
Boleję, że rządzą nami „pampersy” roku 80’, które pamiętają jedynie zadymy, za które mogli głównie dostać pasem po dupie i teraz receptę na wszystkie problemy społeczne widzą w dodatnim wzroście PKB. Boleję, że nie widzą człowieka, jego potrzeb duchowych intelektualnych tylko sprowadzają go do roli siły roboczej i konsumenta.
A jaki jest Twój stosunek do przemian po Sierpniu 80’?

piątek, 22 marca 2013

Nie pozwolimy gejom zakładać obrączek…


Felieton NIEpolityczny

Przeczytałem to gdzieś w grudniu ubiegłego roku na portalu internetowym. Pod hasłem widniał podpis  „~Narodowiec „.  Zaintrygował mnie taki wpis a zwłaszcza ten Narodowiec.  Świat przewraca się do góry nogami, pomyślałem -  Narodowcy bronią gejów?
Zacząłem pospiesznie przeglądać wpisy i komentarze. O co tu chodzi? Rozumiałem, że ciągle jeszcze nasza reżimowa, postkomunistyczna policja usiłowała zakuwać w kajdany rodzime „pedały”.  Żeby jednak, kto jak kto, ale Narodowcy ich bronili? To wymagało wyjaśnienia.
Tak oto natrafiłem na nieśmiało wówczas wyłaniający się temat  „związków partnerskich”. Okazało się, że  dwadzieścia cztery lata po Danii, Polska chce dołączyć do  szesnastki państw europejskich, które ustawowo unormowały sytuację prawną ludzi, którzy od lat żyją ze sobą, prowadzą wspólne gospodarstwo domowe, wspólnie się dorabiają i  są połączeni związkiem emocjonalnym. Z  jakichś jednak powodów nie chcą  lub nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego.
Przypomniała mi się wówczas zasłyszana historia sprzed wielu lat, jeszcze za czasów PRL-u, która zbulwersowała miejscową społeczność.  Na pewnej  małej  wiosce zmarła stara kobieta. Okazało się wówczas, że przed laty staruszka ta przygarnęła zaraz po wojnie wracającego z „Zachodu”, a więc zza „żelaznej kurtyny” byłego żołnierza armii Andersa. Na wsi, gdzie mieszkała, przydała się w gospodarstwie każda para rąk, szczególnie męskich. Tułacz, niekochany przez ówczesne władze, pozostał więc jako parobek w owej zabitej dechami, małej lubuskiej wioseczce. Kobiecina nie miała męża, bo „zawieruszył” się gdzieś w pożodze wojennej. Oboje, już wówczas po czterdziestce, znaleźli w tej głuszy swój upragniony spokój.  Gdzie jednak starej, prostej kobiecie dochodzić i ustalać, czy jest wdową czy mężatką. Mimo tego więc, że parobek już coraz mniej był parobkiem a coraz więcej jej mężczyzną, nie udała się z nim ani do księdza ani do urzędnika. Z czasem, po latach, wszyscy w wiosce uznali, że są małżeństwem. W kościele zasiadali w pierwszej, gospodarskiej ławce. Mężczyzna był bystry i robotny a kobieta gospodarna i pracowita. Bomba wybuchła dopiero pod sam koniec lat siedemdziesiątych, gdy kobiecina zmarła. Nasza para od lat była samotna, dzieci rozproszone po świecie. Ksiądz zajrzał do ksiąg – żyli bez ślubu, grzech. Urzędnicy do papierów – konkubent. Dla nich staruszek był wobec zmarłej nikim. Musiał wprawdzie wysupłać  z węzełka przygotowanego na taką właśnie chwilę papierowe pieniądze dla księdza, grosiki dla organisty. Musiał opłacić kwaterę na cmentarzu, kupić trumnę, krzyż, dać na grabarza. Ksiądz wspaniałomyślnie się zgodził, no bo w gruncie rzeczy ludzie byli porządni, we wsi szanowani, do kościoła regularnie uczęszczający. Na pogrzebie jednak nie przełamał się, aby złożyć zwyczajowe kondolencje partnerowi zmarłej.  Prawdziwe schody zaczęły się jednak, gdy staruszek ze świadectwem zgonu udał się do Kasy Ubezpieczeń Społecznych.  - Pogrzeb? A rachunki są? – usłyszał od urzędniczki.   Staruszek wzruszył ramionami - trumnę i krzyż zrobił sąsiad, stolarz. No a ksiądz, grabarz i organista rachunków nie dali. – Nie ma więc rachunków? Nie możemy panu nic wypłacić, należy się tylko rodzinie.  Dzieci daleko?  - Nie utrzymują kontaktów – chłop zwierzył się ze smutkiem.  - Trudno, nic nie poradzimy.  Dobrze, że przyniósł pan akt zgonu. Wstrzymamy wypłatę renty.  Jakby pan nie przyniósł, musiał by pan zwracać!
- Z czego pan będzie żył? No to nie nasza sprawa. Nie był pan ubezpieczony!  Ubezpieczenie  obejmuje tylko rodzinę rolnika. - Ma pan  osiemdziesiąt lat? To niczego nie zmienia. Proszę się udać do opieki społecznej.
Prawdziwy horror zaczął się jednak po kilku miesiącach. Do spokojnej wioseczki zajechała  elegancka limuzyna. Wysiadł z niej „miastowy” pan w długim płaszczu ze skórzaną teczką. – Mamy tu roszczenia zstępnych o masę spadkową po…. . Stary człowiek usłyszał wypowiedziane urzędowym głosem imię i nazwisko swojej zmarłej przyjaciółki. – Przyjechałem zabezpieczyć majątek zmarłej.  Musi pan opuścić ten dom. On nie należy do pana. - Gdzie ma pan zamieszkać? - Nie ma pan dzieci? Niech pan poszuka jakiś krewnych lub znajomych. - Tak może pan wnieść skargę do sądu.
Tyle autentycznej historii. Zanim sądy uporały się z rozdysponowaniem spadku wśród wnuków i prawnuków zmarłej, jej przyjaciel spoczął obok niej. Miał wszak już swój wiek. Pochowano go godnie bo zostawił u dobrych ludzi, a ci okazali się uczciwi,  dość oszczędności dla księdza, grabarza i organisty. Trumnę, krzyż i kwaterę obok towarzyszki z którą przeżył ponad trzydzieści lat, opłacił już wcześniej.
Buszując po Internecie pomyślałem sobie – Co zmieniło się przez te czterdzieści lat?  Czy sytuacja tego rolnika z malutkiej wioseczki, teraz, była by inna? A jak jest w miastach?
Mieszkam w bloku, siedemdziesiąt pięć rodzin. Trochę się znamy. Ile rodzin mogło by mieć podobne problemy? Ile rodzin nie ma uregulowanego statusu partnerskiego? Blok zamieszkują raczej osoby starsze, po pięćdziesiątce.  To były jeszcze tradycyjne modele rodzinne. Zacząłem wyliczankę, pod jedynką…. pod dwójką… pod piętnastką…  Wyszło mi, że prawie co drugi lokator mógłby jednak mieć  problemy z pochówkiem, z rentą rodzinną ze spadkiem. Mógłby mieć problemy w szpitalu z dowiadywaniem się o zdrowie partnerki lub partnera. Mógłby mieć problemy na poczcie z przesyłkami poleconymi.  Jego, sędzia by nie uznał za osobę bliską i nie umożliwił mu odmowy zeznań na niekorzyść  partnerki czy partnera. Czyżbym mieszkał wśród „marginesu” społecznego?
Historia druga, współczesna, z sąsiedniego podwórka. Młoda trzydziestoletnia kobieta – matka.  Przypadkowa mammografia, usg. Diagnoza – zaawansowany rak piersi. Operacja, naświetlania, chemioterapia.  Rokowania  bardzo niepomyślne – zbyt późna diagnoza. W domu ośmioletni syn. Na razie ma doskonałą opiekę. Gdy jego matka była z nim w ciąży, naturalny ojciec porzucił ich. Nie chciał sobie „zawiązywać” życia w młodym wieku. Dla niego ojcostwo było zbyt wczesne.  Pozostawił po sobie głęboka ranę i uraz w sercu kobiety. Na szczęście obok była przyjaciółka, współlokatorka z czasów studiów.  Zamieszkali we trójkę. Tak już pozostało. Mały Piotruś kochał obydwie kobiety jak najbliższą rodzinę. Nie brakowało mu niczego. Kobiety wykształcone, znalazły dobrą pracę, wzajemnie się wspierały i wychowywały chłopca. Opinia szkoły, sąsiadów – jak najlepsza.  Mama i ciocia, funkcjonowały w świadomości dziecka a także w środowisku.  Teraz nadeszło widmo sieroctwa. Kobieta – matka nie ma bliskiej rodziny. Podjęła starania o przekazanie praw rodzicielskich przyjaciółce, kobiecie najbardziej związanej emocjonalnie z jej synkiem. – Zadecyduje Sąd Rodzinny. Wie pani lesbijkom z zasady nie przyznaje się opieki nad dziećmi – zawyrokowała urzędniczka.  – My nie jesteśmy lesbijkami tylko przyjaciółkami  - broniła się matka  – przez osiem lat razem wychowywałyśmy Piotrusia.  – Ja tam wam pod kołdrę nie zaglądałam – bez sensu stwierdziła pracownica opieki społecznej. – To co teraz będzie z moim synkiem? – chciała wiedzieć matka.
 – Pewnie pójdzie do domu dziecka. Sąd zadecyduje.
Sprawy takie zawsze bulwersują najbliższe otoczenie. Szczególnie jeżeli dotyczą dobrze znanych i lubianych przyjaciół, sąsiadów, kolegów czy koleżanek.  Gdy trafiają jednak do urzędników czy polityków, emocji już nie ma.  Jest chłodno kalkulowany interes.
Teraz już o sprawie „Związków Partnerskich” jest  głośno. Sejm odrzucił wszystkie projekty ustaw.  Prawicowi albo prawicujący politycy grzmią: „Nie zgodzimy się na legalizację związków homoseksualnych”.  Internauci piszą na portalach: „Nie pozwolimy gejom zakładać obrączek” i tu się wyjaśniło - ślubnych.  Polityków o takich poglądach w polskim parlamencie znalazła się zdecydowana większość.  Czy jednak taka ustawa jest potrzebna wyłącznie dla gejów i lesbijek?
Znowu przeszukałem nasz blok – Gdzie u nas mogą mieszkać pary homoseksualne? Ludzie dużo plotkują, ale ktoś taki chyba u nas nie zamieszkuje. Znam kilka przypadków, ale z miasta.
Ustawy regulującej związki partnerskie potrzebuje kilkadziesiąt procent naszego społeczeństwa  a nie kilka  procent  homoseksualistów, z których większość nawet nie zamieszkuje na stałe ze sobą . Bardzo wielu naszych przyjaciół, naszych sąsiadów jest poważnie dyskryminowanych przez polskie prawo tylko dla tego, że z jakichś ważnych powodów nie chcą lub nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego. Często zresztą są to pary, które nie mają chęci ani możliwości prokreacji.  Czy czasem Kościół Katolicki nie usiłuje wmanipulować władze świeckie do dyscyplinowania swoich „owieczek”, które jakoś coraz bardziej wymykają mu się spod pasterskiej ręki?  Przecież prawdziwy katolik  chcąc założyć rodzinę bierze ślub kościelny. Państwo powinno bronić przed dyskryminacją tych pozostałych.  Czyżby zapomniało o tym 228 posłów głosując za odrzuceniem tak potrzebnego społeczeństwu projektu.
Słuchając mediów, odnoszę wrażenie, że znowu  wypełza gdzieś wąż kusiciel  z biblijnego raju i ogłupia nas, abyśmy zatracili rozsądek.  Przytaczane argumenty i wywoływane upiory lubieżnych gejów i zboczonych pedofilii, dla mnie, niewiele mają wspólnego z istotą problemu.  Obawiam się, że zbyt ufny jest w swej dobroci  mój ulubiony ojciec dominikanin Paweł Gużyński (częsty gość programu „Tomasz Lis na żywo”), sądząc, że to lęki przemawiają przez posłów i jego braci w wierze. Lęki o naruszenie porządku społecznego, moim zdaniem nie są cechą  wrażliwości polityków i hierarchów, których usprawiedliwia. Ojcze Pawle, czy aby nie chodzi tu po prostu o ich partykularne interesy?
Podobnie jak na całym świecie, zmienia się nasze społeczeństwo. Ewoluują stosunki  międzyludzkie. Kobiety stały się samodzielne prawnie i ekonomicznie. Utracił znaczenie wiejski model gospodarstwa rodzinnego gdzie każdy jego członek był niezbędny dla zapewnienia funkcjonowania tej wspólnoty.  Gdzie role były wyraźnie podzielone.  Nad więzami ekonomicznymi  górę biorą coraz częściej więzy emocjonalne. Ludzie są ze sobą nie dla tego że muszą lecz dla tego, że chcą. To jest cudowne prawo wolności. Coraz łatwiejsze jest  wychowanie dzieci przez osoby samotne.  Jest prawo alimentacyjne. Jest wsparcie państwa dla samotnych matek czy ojców wychowujących dzieci. Te pozytywne przemiany mocno jednak osłabiły instytucję małżeństwa, coraz bardziej marginalizując jej rolę w społeczeństwie. To stało się faktem.
Tak dzieje się we wszystkich państwach demokratycznych.  Jest to kierunek, w którym  podąża  też polskie społeczeństwo.  Myślę, że nie wolno przymykać oczu na te przemiany.  Nie wolno stawiać im tam nazywając  je grzechem czy wynaturzeniem i dyskryminując tych, którzy za przemianami podążają.  Mamy kilka milionów ludzi żyjących ze sobą w związkach nieformalnych. Często są to ludzie bardziej się kochający i lepiej się dogadujący niż te pary związane węzłem małżeńskim. Może właśnie Ty do nich należysz, może Twoi najbliżsi, dzieci? Może ci uroczy sąsiedzi obok? Czy można tych ludzi dyskryminować?
Czym lepsi są poślubieni małżonkowie? Ilu z nich dochowuje złożonej przysięgi – „ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci”? Ilu z tych 228 posłów, którzy odrzucali projekty,  dochowuje tej przysięgi?
Dlaczego, bez względu na to, czy dochowują swoich przyrzeczeń czy nie, są pod szczególną ochroną Państwa i jego konstytucji? Są uprzywilejowani w ustawie  o dziedziczeniu, ustawie  o ubezpieczeniach społecznych w prawie majątkowym  w prawie rodzinnym, postępowaniach przed sądem, ustawach zdrowotnych, prawie telekomunikacyjnym i wielu, wielu innych, które nie sposób tu wymienić.
Rozejrzyj się wkoło. Ilu znasz osobiście gejów, ile lesbijek? Jeżeli uważasz, że oni nie powinni być objęci  przywilejami ustawy o związkach partnerskich, czy nie można by było tego w ustawie zapisać? Projektu poprawić? Dlaczego parlament w ogóle nie chce nad tą ustawą dyskutować? Postaw sobie to pytanie!
Myślę, że największym problemem naszego narodu nie jest sam lud, tylko jego elity.  Znowu objawiło się to przy okazji dyskusji nad  związkami partnerskimi.